OSOBOWOŚCI NASZEGO POWIATU
Tomasz Jelonek – pochodzący z Truskolas językoznawca, badacz nazw miejscowych oraz języka mieszkańców wsi i ich historii. Mimo młodego wieku – autor kilku książek i kilkudziesięciu artykułów naukowych, w znacznym stopniu poświęconych naszemu regionowi. Naukowiec i wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do dziś dzieli czas między Kraków i rodzinne Truskolasy.
W swoich pracach naukowych wyjaśnia pan pochodzenie nazw miejscowych. Spotykamy się w Truskolasach. Ta nazwa może się kojarzyć z truskawkami i lasami. A od czego naprawdę pochodzi?
Związek tej nazwy z truskawkami nie jest zupełnie przypadkowy. Jest to jedna z etymologii ludowych. Ludzie w taki sposób objaśniają sobie pochodzenie nazwy miejscowej Truskolasy. Natomiast nazwa ta ma związek z charakterystyką naszego regionu. Chodzi tutaj przede wszystkim o duży stopień zalesienia. Profesorowie Stanisław Rospond i Kazimierz Rymut pisali, że jest to nazwa topograficzna związana z lasami. Zresztą wyjaśniam to też szczegółowo w jednej z moich książek.
A ta pierwsza część nazwy, „trusko”?
Staropolski wyraz „trusk” – jak podaje profesor Rospond – oznacza szelest, trzeszczenie. Wyraz ten w gwarach oznacza też opadłe igły drzew szpilkowych.
Czyli tak czy inaczej cała ta nazwa jest związana z tutejszymi lasami? Kiedyś były one bardziej rozległe niż dzisiaj.
Tak. Nadal jest to teren w dużym stopniu zalesiony. Nasz region z tego słynie. Znajduje to odzwierciedlenie między innymi w nazwie miejscowej Truskolasy.
Ale i inne tutejsze nazwy mają związek z terenami leśnymi. Na przykład Piła.
Zgadza się. Nazwa Piła ma z kolei związek z piłami tartacznymi z tartaku, który funkcjonował w przeszłości na terenie wsi.
Czy to właśnie w Truskolasach, od nazwy rodzinnej miejscowości, zaczęła się pana fascynacja pochodzeniem nazw miejscowych?
Fascynacja ta nie zaczęła się od nazwy Truskolasy. Kiedy zapisałem się na seminarium magisterskie pani profesor Haliny Kurek, na początkowych zajęciach dyskutowaliśmy o tematach prac magisterskich. Ja początkowo chciałem pisać magisterium z zakresu antroponimii – interesowały mnie imiona i nazwiska. Chciałem prowadzić badania na ten temat w naszej parafii. Ale pani profesor Kurek zaproponowała też inne tematy. Podała przykłady nazw. Będąc na tych zajęciach, sam potrafiłem przypomnieć sobie kilka nazw, które zasłyszałem w domu. Łosinki, Pasterniki, Miętna, Kozłowiec, Kolanko, Dzielnica. Stwierdziłem, że ten temat będzie dla mnie ciekawszy. I od tej pory rozpoczęła się moja przygoda z toponimią, a stricte z mikrotoponimią, czyli nazwami niewielkich obiektów fizjograficznych, które posiadają nazwy funkcjonujące głównie w polszczyźnie mówionej mieszkańców wsi.
Kto pana inspirował do tego, by w ogóle zająć się badaniami naukowymi, a w szczególności językoznawstwem?
Na pewno inspiracja szeroko pojętą humanistyką wiąże się z czasami szkoły podstawowej.
Tutaj, w Truskolasach.
Tak. Uczęszczałem tutaj do szkoły podstawowej i do gimnazjum. Później do I LO w Częstochowie. Na tych początkowych etapach edukacji bardzo interesowała mnie historia miejscowości. Natomiast potem, gdy poszedłem na studia, wiedziałem już na trzecim roku, że bardziej będę kierował swoje zainteresowania w stronę właśnie językoznawstwa. I wybrałem seminaria językoznawcze. Trafiłem na seminarium pani profesor Haliny Kurek. Wcześniej uczęszczała też na nie moja nauczycielka języka polskiego z gimnazjum, pani magister Aneta Kudła. No i od tej pory rozpoczęła się moja przygoda z językoznawstwem. Nie tyle z językoznawstwem strukturalistycznym, a bardziej z etnolingwistyką, socjolingwistyką i onomastyką kulturową.
Czyli z takim funkcjonowaniem języka w autentycznym społeczeństwie?
Tak. To nie jest badanie czegoś abstrakcyjnego, tylko żywego języka, który funkcjonuje tutaj, w naszej okolicy.
Pana praca magisterska, potem praca doktorska – obie nagradzane na konkursach, więc mające potwierdzoną wysoką wartość naukową – obie dotyczą naszych rodzinnych stron. Szukał pan nazw miejscowych w gminie Wręczyca. Jak wiele zdołał pan ich zgromadzić na tym obiektywnie niedużym obszarze? Jakie znaczenie dla nauki ma ten niewielki, bliski nam teren?
Udało mi się zgromadzić ponad tysiąc nazw terenowych. Do każdej nazwy miałem tak zwane uzasadnienie nazwotwórcze, czyli motywację semantyczną wskazaną przez rdzennych mieszkańców. Te moje badania uzupełniły badania nad mikrotoponimią polskiego obszaru językowego. Wcześniej, w latach sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych, Komisja Ustalania Nazw Miejscowości i Obiektów Fizjograficznych w Polsce prowadziła badania między innymi na terenie naszej gminy. Nawet opracowano zeszyt z nazwami. Ale nie został on opublikowany. Można mieć do niego dostęp jedynie w Pracowni Onomastyki Instytutu Języka Polskiego Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Nazw w tym zeszycie jest niewiele, natomiast te zebrane przeze mnie rzeczywiście funkcjonują do dzisiaj, aczkolwiek coraz mniej osób jest w stanie podać uzasadnienia i historie nazw. Wyjaśnić, dlaczego dany obiekt nazywa się tak, a nie inaczej. Często ludzie próbują to objaśnić właśnie za pomocą etymologii ludowej.
Czyli nienaukowej?
Tak, ale jeśli stosuje się tak zwaną metodę fokusową, czyli prowadzenie wywiadów grupowych, to dzięki tej metodzie można uniknąć błędnych interpretacji nazw.
Wspominał pan o poszukiwaniu tych interpretacji u ludzi. Czyli wychodził pan tutaj „w teren”, spotykał tutejszych mieszkańców. Proszę przytoczyć jakąś ciekawą historię związaną z tym poszukiwaniem.
Niektóre osoby przede wszystkim bardzo się dziwiły, jak można się czymś takim interesować. I dlaczego ja to w ogóle zbieram. Pomagało mi tłumaczenie, że jest mi to potrzebne do szkoły. Pamiętam zabawny komentarz jednej z informatorek: „Teraz w tych szkołach to takich głupot każą się wam uczyć”. W dzisiejszych czasach trudno jest dostać się do kogoś do domu i z nim porozmawiać. Moje badania miały bardziej formę takiej poczty pantoflowej. Z jednego domu byłem polecany do kolejnego domostwa. Dzięki temu udało mi się zgromadzić aż tyle tych nazw. W proces gromadzenia nazw terenowych była zaangażowana cała moja rodzina, znajomi, przyjaciele, sąsiedzi i też moi nauczyciele ze szkoły w Truskolasach.
Interesuje się pan i zajmuje także gwarami. Czy u nas w ogóle gwary jeszcze występują?
Ogólnie raczej nie mówi się, że mamy w XXI wieku podział na gwarę i na polszczyznę literacką, polszczyznę ogólną, ponieważ na wsi, na przykład w naszym regionie, nie ma już czegoś takiego jak czysta gwara. Określa się to fachowo mianem polszczyzny mówionej mieszkańców wsi. Termin ten wprowadziła właśnie moja mistrzyni, czyli pani profesor Kurek. Termin ten zakłada, że w polszczyźnie mówionej mieszkańców wsi mogą się pojawić elementy gwarowe, ale też i elementy charakterystyczne dla kodu ogólnego. I u nas rzeczywiście tego typu polszczyzna dominuje.
Różnie się mówi o tutejszym języku mieszkańców. Sami ludzie czasem mówią: „mówimy po wiejsku”. Czyli byłoby to chyba dziś najtrafniejsze określenie tego języka?
Tak. Polszczyzna mówiona mieszkańców wsi. Natomiast gdybyśmy chcieli się odwołać stricte do podziału dialektologicznego, to niewątpliwie nasz region jest położony na pograniczu językowym – blisko granicy z dialektem śląskim i wielkopolskim. Aczkolwiek mamy cechy charakterystyczne dla dialektu małopolskiego. Da się jeszcze usłyszeć elementy takie, jak mazurzenie, czyli zamiana spółgłosek dziąsłowych na zębowe – „zaba” zamiast „żaba”, jak labializacja – czyli na przykład ludzie mówią „Łosinki” zamiast „Osinki”. Czy też przejście „ch” w „k” na końcu wyrazu, na przykład „sto złotyk” zamiast „sto złotych”. Jest też dużo uproszczeń w wymowie. Na przykład „czeba”, „czaa” zamiast „trzeba”.
Są to cechy charakterystyczne dla dawnej gwary tego regionu?
Tak.
Czym jeszcze – oprócz nazw miejscowych i gwary – zajmuje się pan jako filolog?
Moje zainteresowania są związane stricte z językoznawstwem. Oprócz prowadzenia badań naukowych pracuję też dydaktycznie na dwóch uniwersytetach. Prowadzę tam zajęcia takie jak gramatyka opisowa języka polskiego, kultura języka polskiego, retoryka wystąpień publicznych, sztuka poprawnej wymowy, sztuka poprawności gramatycznej, retoryka dziennikarska, kultura języka mediów. Zagadnienia omawiane ze studentami na wspomnianych zajęciach oscylują wokół moich zainteresowań naukowych. Interesuję się też stricte historią naszej miejscowości, szczególnie naszym zabytkowym kościołem z 1737 roku. To też znalazło odzwierciedlenie w jednej z moich publikacji. Teraz na przykład śledzę renowację ołtarza głównego.
Jest pan – z tymi swoimi zainteresowaniami – silnie osadzony tutaj, lokalnie.
Zdecydowanie tak. Do tej pory wszystkie moje teksty naukowe dotyczyły naszego regionu. Pierwsza moja praca naukowa to była praca dotycząca języka gimnazjalistów. Starałem się porównać język gimnazjalistów z Krakowa z językiem gimnazjalistów z naszej gminy.
Były różnice?
Różnic nie było. Założenie było takie, żeby te różnice wykazać. Ale ostatecznie po analizie ponad 250 ankiet leksykalnych okazało się, że tych różnic absolutnie nie ma. Oczywiście mają na to wpływ środki masowego przekazu. Także powszechny teraz na wsi dostęp do internetu. Młodzież może porozumiewać się w taki sam sposób tutaj i w dużych miastach.
To jest też powód zanikania gwar. Dzięki mediom język się ujednolica.
Tak. Teraz w polszczyźnie mówionej mieszkańców wsi, nawet u osób powyżej 80. roku życia, można spotkać różnego rodzaju pożyczki z języka angielskiego, typu grill, drink, weekend. To jest na porządku dziennym.
Wróćmy na chwilę do naszych nazw miejscowych. Jakie jeszcze ciekawe nazwy można wskazać w naszym powiecie?
Dla mnie one wszystkie są bardzo ciekawe. Można je podzielić na grupy. Pierwsza to nazwy związane z szeroko pojętym środowiskiem naturalnym i odzwierciedlające charakterystykę środowiska naturalnego gminy Wręczyca Wielka.
Jak na przykład Truskolasy?
Jak na przykład Truskolasy. Tylko że Truskolasy to jest nazwa oficjalna, urzędowa, natomiast ja badałem i przedstawiłem w swojej książce nazwy terenowe, których nie zalicza się do nazw oficjalnych. One funkcjonują tylko w polszczyźnie mówionej. Czasami zdarza się, że są zapisane na starych mapach katastralnych. Takie nazwy są tworzone na podstawie spontanicznego, nieoficjalnego aktu nazwania.
Pociągnąłbym pana jednak w kierunku tych nazw oficjalnych, jeśli można. Na przykład od czego pochodzi nazwa Wręczycy?
Nazwa Wręczyca, o ile dobrze pamiętam etymologię wskazaną przez profesora Rosponda, pochodzi najprawdopodobniej od jakiegoś wiru na rzece, jak gdyby wrzenia. Hutka z kolei – na pewno od huty szkła. Nie jest to kwestia prosta, bo czasami różni badacze w różny sposób interpretują konkretne nazwy.
Dziś promuje się kształcenie młodzieży na kierunkach technicznych, praktycznych, biznesowych. Jeżeli ktoś ma zainteresowania humanistyczne, to co powinien zrobić, żeby odnieść sukces – jak pan?
Nie wiem, jak to zrobić, by odnieść sukces. I czy ja go odniosłem?
Pracuje pan jednak w swoim zawodzie. Więc?
Na pewno trzeba być bardzo pracowitym. I nie poddawać się. Konkurencja jest duża, więc trzeba wiedzieć, czego się chce. I dążyć do tego celu. Nie jest prosto w dzisiejszych czasach. Kierunki techniczne są teraz bardziej poważane. Tak bym to ujął. Warto jednak iść za głosem serca. To nie jest tak, że ja na przykład w szkole nie lubiłem przedmiotów ścisłych. Nie sprawiały mi one problemu. Ale od zawsze interesowała mnie historia naszej miejscowości. Na studiach ma się okazję zgłębić wiedzę także w zakresie historii swojej małej ojczyzny. To ciekawe i wiem, że spotyka się z dużym zainteresowaniem lokalnej społeczności. Ludzie mnie spotykają i często pytają, o czym teraz piszę. Albo przypominają im się jakieś nazwy, to pytają, czy mam je już odnotowane. Przepisem na sukces jest, myślę, pracowitość, a w językoznawstwie także skrupulatność i dokładność. Czasem trzeba coś sprawdzić nie w jednym, a w dziesięciu słownikach. Niektórych to może odstraszać.
Na koniec wróćmy do… no właśnie, do Truskolas czy do Truskolasów?
Do Truskolas.
Dlaczego tak?
Taki jest uzus, czyli lokalny zwyczaj. I taką zasadę odmiany, czyli z zerową końcówką fleksyjną w dopełniaczu, zalecają też poradniki. Jeśli chodzi o ustalanie form odmiany, to współcześnie dąży się do tego, żeby ta odmiana uwzględniała lokalny uzus. Oczywiście znajdą się też takie osoby, które mówią: „przyjechałem do Truskolasów”. Ale wtedy najczęściej można się spodziewać, że taka osoba nie pochodzi właśnie z Truskolas.
Są też drugie Truskolasy w Polsce, dla których słownik zaleca formę „Truskolasów”.
Tak, są to Truskolasy w województwie świętokrzyskim. Oprócz tego mamy w województwie podlaskim miejscowości o podobnych nazwach, na przykład Truskolasy-Lachy, Truskolasy-Niwisko.
Może to -ów wydaje się takie bezpieczne, poprawne?
Tak, na zasadzie podobieństwa do odmiany innych nazw. Aczkolwiek zalecaną formą dopełniacza, zgodną z normą językową, dla Truskolas w powiecie kłobuckim jest forma „Truskolas”.
Dziękujemy za rozmowę.