1
2
previous arrow
next arrow

„Uważam, że sztuka musi sprawiać radość, przyjemność”

Dziś rozmawiamy z Karoliną Lizurej. To pochodząca z Truskolas artystka plastyczka, wykładowczyni ASP i konserwatorka w ważnym warszawskim muzeum. Ma w dorobku artystycznym wiele ważnych wystaw i nagród – zwłaszcza w dziedzinie tkaniny artystycznej.

Zajmuje się pani różnymi sztukami plastycznymi, ale szczególne miejsce zajmuje tkanina artystyczna, haft. To inny haft niż ten powszechnie znany. Część pani prac na pierwszy rzut oka przypomina szkice. Jak operować tkaniną, by tworzyć sztukę?

Generalnie gdy myślimy o hafcie, to widzimy najczęściej jakiś hart krzyżykowy. Czyli coś bardzo misternego, kolorowego, może ludowego. Często kojarzy się to z amatorską sztuką, którą zajmować się może każdy. Tkanina artystyczna to coś innego. Zajmuje ona trochę poślednie miejsce względem innych dziedzin sztuki, jak malarstwo, grafika czy rzeźba. Te dziedziny łatwiej niż tkanina kojarzą się ze sztuką plastyczną. Choć mamy bardzo wybitne postaci związane z tkaniną artystyczną – jak Magdalena Abakanowicz, najbardziej kojarzona na świecie polska artystka. Właściwie na większości akademii sztuki są pracownie tkaniny artystycznej. Pracuję na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, na Wydziale Malarstwa i mam tam taką pracownię. Nasz profil nauczania tkaniny cieszy się bardzo dużym powodzeniem wśród studentów. W pojęciu tkaniny artystycznej mieści się wiele różnych technik, m.in. haftowanie, tkanie, malarstwo na jedwabiu, robienie miękkich rzeźb. Te ostatnie są trochę jak maskotki, ale z głębszym przesłaniem, czyli inaczej niż rzeczy użytkowe. Wydaje mi się, że to odróżnia tkaninę, którą rozumiemy jako rzemiosło czy sztukę użytkową od wielkiej sztuki. Tkaniny, które powstają jako sztuka, starają się przekazać – jak malarstwo czy rzeźba – jakieś większe, głębsze treści.

Wykonuje pani prace w różnych technikach. Co jest dla pani najważniejsze?

Staram się zawsze wychodzić od szkicu, dlatego moje prace w tkaninie przypominają rysunek, szkic. Bardzo mi się podoba taki dysonans pomiędzy szkicem i tkaniną. Szkic to coś bardzo pierwotnego. Szkicowniki różnych artystów są cenne, bo szkic to taki najbardziej pierwotny gest plastyczny, zapisany intuicyjnie ślad. Pozwala na najszybsze i najbardziej szczere zapisanie różnych pomysłów i treści. Tkanina jest natomiast czymś, co wymaga dużo cierpliwości. Czyli to coś zupełnie przeciwstawnego. Szkic to dynamika, szybki zapis. Tkanina wymaga poświęcenia wielu godzin pracy. Podoba mi się to zestawienie. Staram się taki szybki gest plastyczny, powstający w kilka sekund jako jakiś zapis myśli, przekładać na coś, co jest bardzo stałe, konkretne i coś, czemu czas pracy też dodaje wartości. To był mój pierwotny pomysł, który teraz kontynuuję i rozwijam. Wyszywam swoje szkice na tkaninie, najczęściej igłą z czarną nicią na białym materiale. W tkaninie zyskują one nową wartość – jako coś trwałego. Z drugiej strony tkanina pozostaje bardzo zwiewna, lekka. Te prace, powieszone gdzieś w przestrzeni, dają interesujące wrażenie naturalności.

Skąd w ogóle inspiracja, by zająć się tą dziedziną sztuki?

W gimnazjum i potem w liceum plastycznym w Częstochowie nie mieliśmy styczności z tkaniną artystyczną. Na zajęciach z historii sztuki też nie słyszałam o takiej dziedzinie sztuki. Poznałam ją dopiero na studiach. Były tam dwie pracownie tkaniny. Wybrałam jedną z nich. Później mogłam robić tam aneks dyplomowy w pracy magisterskiej. Tam bardzo zakochałam się w tkaninie artystycznej. Wydaje mi się, że przez to, że jest mniej znaną dziedziną sztuki, łatwiej było odnaleźć w niej swój osobisty, indywidualny głos. Bo malarstwem jesteśmy otoczeni zewsząd i gdy podchodzimy do płótna, to już mamy z tyłu głowy mnóstwo cudzych obrazów.

Łatwiej więc o coś mało oryginalnego.

Tak. Od dawna przeglądamy albumy, gdzie jest mnóstwo obrazów. Ciężko o coś nowego. Tkanina to było dla mnie zupełnie nowe pole. O wiele łatwiej mogłam wymyślić coś, z czym mogłam się utożsamić.

Pani prace były wystawiane i nagradzane w Polsce i za granicą.

Pracuję na uczelni i w muzeum, sztukę mogę więc traktować jako coś niezwiązanego z potrzebą zarabiania na tym. Staram się więc brać udział w różnych projektach i inicjatywach, które pozwalają na wystawianie swoich prac. Są to często wystawy zagraniczne. Już sama taka wystawa własnych prac za granicą to wielka satysfakcja i przyjemność dla mnie. To taka duża wartość dodana tej pracy.

Między innymi na Słowacji została pani nagrodzona podczas takiej wystawy…

Tak. Pierwszą nagrodę, która w zasadzie zmotywowała mnie dodatkowo, by zajmować się tkaniną, otrzymałam właśnie na wystawie na Słowacji. To była międzynarodowa wystawa tkaniny w Bratysławie, organizowana co trzy lata. Dostałam tam nagrodę dla najlepszej pracy studenckiej. Po roku zajmowania się tą techniką. To dało dużo siły, by dalej to robić. Staram się brać udział w wielu wystawach. Teraz moje prace można zobaczyć na Międzynarodowym Triennale Tkaniny w Łodzi. To prestiżowa wystawa, odbywająca się co trzy lata. Z sześciuset prac z całego świata wybierają na nią około sześćdziesięciu. Dla mnie to duże wyróżnienie, że mogę tam już po raz trzeci wystawiać swoje prace. Aktualnie można je też oglądać w galerii w Libercu, gdzie biorą udział w międzynarodowej wystawie. W listopadzie ubiegłego roku w galerii Artifex w centrum Wilna pierwszy raz mogłam zająć swoimi pracami całą galerię – trzy pomieszczenia. Podczas takich wystaw otrzymuje się często zaproszenia do kolejnych projektów. Można cały czas być w tym świecie i działać.

Zawodowo zajmuje się pani także tematyką konserwatorską. Jakiego rodzaju obiektami?

Studiując malarstwo równolegle studiowałam też konserwację malarstwa i rzeźby drewnianej. Ostatecznie zaczęłam pracę w Muzeum Żołnierzy Wyklętych na ul. Rakowieckiej w Warszawie, w byłym więzieniu. Tam akurat mam styczność głównie ze znaleziskami archeologicznymi. To bardzo ciekawa praca. Historia w ogóle jest moją wielką pasją. Podczas studiów byłam wolontariuszką w Muzeum Powstania Warszawskiego. Uwielbiam ten temat i moje prace często są nim inspirowane. Muzeum Żołnierzy Wyklętych jest takim przedłużeniem moich zainteresowań. Mamy do czynienia czasami ze szczególnymi relikwiami. To często rzeczy znalezione w grobach – kawałki biżuterii, różańców żołnierzy. Dotykanie ich jest dużym przeżyciem. Ma się poczucie obcowania z historią, z osobami, do których te przedmioty należały.

Zainteresowania okresem wojny przejawiają się też w innych pani dokonaniach artystycznych. Jest pani autorką komiksu o takiej tematyce.

Wykonuję na zlecenie dużo obrazów i ilustracji dla instytucji związanych z historią. Cieszę się, że udaje mi się łączyć sztukę i historię. Muzeum Powstania Warszawskiego organizowało konkursy na komiks o powstaniu warszawskim. Udało mi się zdobyć wyróżnienie. Był to akurat temat „Panny Morowe” – czyli o kobietach w powstaniu warszawskim. To był dla mnie impuls, by bardziej związać się z tymi miejscem. Komiks został wydrukowany w antologii razem z komiksami wybitnych twórców. Był to dla mnie duży zaszczyt znaleźć się w tym wydaniu. Do tej pory jestem z tego bardzo dumna, choć było to już ponad 10 lat temu. To pomogło mi też później tworzyć różne rzeczy związane z historią. Teraz rysuję nie tylko powstanie warszawskie, ale i dawne bitwy, husarię, rycerzy. Sprawia mi to dużą radość.

Dorastała pani w Truskolasach, potem uczyła się w szkole plastycznej w Częstochowie. Czyli pani artystyczne pasje narodziły się tutaj, w naszych stronach.

Do liceum plastycznego najpierw poszłam ja, a dwa lata później moja siostra, która dziś zajmuje się sztuką użytkową. Jesteśmy rodzeństwem kreatywnym, choć na innych płaszczyznach. Właściwie nie pamiętam okresu w swoim życiu, kiedy nie rysowałyśmy. Głównie z rysowaniem kojarzy mi się spędzanie czasu w dzieciństwie z siostrą. Nasza mama, która uczy plastyki w szkole w Truskolasach, bardzo nas zachęcała i cały czas popychała, by rozwijać te zdolności. Szybko zaczęłyśmy jeździć na zajęcia do GOK-u we Wręczycy. GOK i szkoły podstawowe organizowały zawsze konkursy plastyczne o różnej tematyce.

Takie konkursy dla dzieci faktycznie służą rozwijaniu talentów?

Tak, to bardzo ważne i bardzo motywujące. Często zdobywałam jakieś miejsca na takich konkursach. Dla małego dziecka to zawsze jest wielkie osiągnięcie i wielka radość. Daje przekonanie, że się potrafi. Dlatego bardzo zachęcam, by dzieci brały udział w takich konkursach. Moja mama na kole plastycznym też stara się dużo prac uczniów wysyłać na takie konkursy. Dzieciom daje to ogromne wsparcie.

Dla wielu osób dziełem dobrym i zrozumiałym jest to, które odwzorowuje rzeczywistość dokładnie jak zdjęcie. Dlaczego szuka współczesna jest inna?

To szeroki temat. Ale wydaje mi się, że wbrew takiej opinii sztuka, którą teraz się tworzy, coraz bardziej zmierza do realizmu. Często myślimy, że aparat fotograficzny wyparł malarstwo realistyczne. Kiedyś było ono po prostu malarstwem użytkowym. Człowiek chciał mieć portret czy pejzaż, to trzeba było je namalować. Aparat fotograficzny daje to samo taniej. Malarstwo rozwinęło się więc w wielu innych formach. Ale jeżeli teraz przyjrzymy się, co się dzieje w sztuce współczesnej, to jest tam dużo elementów realizmu. Najmłodsze pokolenie twórców coraz bardziej odnosi się do sztuki przedstawiającej. Czyli już nie to, co mi w duszy gra – że namaluję pięć kresek i to jest obraz. Obserwuję, że tego realizmu jest coraz więcej. Rozwój sztuki jest jak sinusoida.

Coś, co było nowatorskie, przestaje takim być, gdy staje się częste.

Tak.

W mediach społecznościowych wiele osób dzieli się dziś swoimi pracami. Ale w życiu często zajmują się czymś zupełnie innym. Co zrobić, by nie zmarnować talentu? By osiągnąć coś więcej ponad umiejętność „ładnego rysowania”?

Obecne czasy stwarzają wielkie możliwości. To, że jest Instagram czy Facebook sprawia, że każdy może zaprezentować swą sztukę w internecie. To zupełna nowość i niesamowite możliwości. Nigdy nie wiemy, co się komu spodoba. Być artystą, tworzyć i mieć odbiorców – to jest obecnie rzecz prostsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Jest też druga strona medalu. Nie zawsze to, co pokazywane, ma dużą wartość.

To prawda. Ale wydaje mi się, że w ogóle internet zalewa nas śmieciami w każdej dziedzinie, nie tylko jeżeli chodzi o sztukę. Także na przykład w zakresie dziennikarstwa. Trzeba się wysilić, żeby znaleźć rzeczy wartościowe. A czy dobra sztuka się obroni? Ciężko mi stwierdzić. Świat sztuki jest skomplikowany. Ważne, by znaleźć własne grono odbiorców. Nie musi nas chwalić cały świat.

Czy warto rozwijać w sobie talent artystyczny?

Trzeba się zastanowić: czy mi to daje przyjemność i satysfakcję, czy może mnie to męczy i jest źródłem frustracji. Uważam, że sztuka musi sprawiać radość, przyjemność i nie być powodem do udręczania się. Może taki obraz artysty znamy: że sobie odcina ucho i staje się znany dopiero po śmierci. Artysty, który jest udręczony, nieszczęśliwy i umiera w biedzie. Nie. Artyści współcześni są biznesmenami. Naprawdę żyją jak pączki w maśle. Jeżeli się komuś uda, to jest to wspaniałe życie. Nie udaje się to wielu, ale wydaje mi się, że rynek w Polsce też jest coraz bardziej łaskawy. Widzę to też po studentach. Gdy zaczynałam studiować, to było o wiele trudniej. Teraz już na etapie studiów wielu sprzedaje swoje obrazy.

Życzymy pani dużo satysfakcji z tego, co pani robi. Dziękujemy za rozmowę.

Dziękuję bardzo.