1
2
previous arrow
next arrow

Wielkie osobowości z powiatu kłobuckiego – Kuba Kaczmarek z zespołu „Cała Góra Barwinków”

Grajcie!!! Próbujcie swoich sił! Cieszcie się tym, co robicie! „ – Kuba Kaczmarek

Rozmowa z Kubą Kaczmarkiem z zespołu „Cała Góra Barwinków”. 
Od czego zaczęła się Wasza przygoda z muzyką? 
K.K. Zespół powstał w sposób naturalny, tak,  jak powstawały tysiące innych.              W tamtych czasach, jak ktoś chciał sobie pograć, to szukał ludzi, z którymi mógłby to robić. Spotykaliśmy się i chcieliśmy ze sobą grać, bez „ciśnienia” na sukces, na osiągnięcie – nie myśleliśmy w tych kategoriach, nie myśleliśmy o nagrywaniu płyt, o graniu większych koncertów. 
Czy to były młodzieńcze marzenia? 
K.K. Nie było żadnych marzeń! Nie myśleliśmy o tym, że nasza muzyka stanie się znana szerszej publiczności, że wyjdzie poza Kłobuck. Chcieliśmy tylko grać. Spotykaliśmy się po to, żeby wspólnie pograć, pobyć ze sobą. To było spontaniczne – bez żadnych założeń, celów, itp. 
Gdzie graliście? 
K.K. Naszą pierwszą „kanciapą” czyli salą prób była piwnica moich rodziców przy ul. Hubala 2  – cała ulica, a nawet osiedle słuchało tej muzyki:)  

Następnie przenieśliśmy się na tzw. starą  strzelnicę. W tej chwili tego miejsca juz nie ma, jest tam centrum społeczne. W tym budynku była  perkusja, ale i tak część sprzętu dowoziliśmy, ponieważ tam była wilgoć. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżaliśmy na próbę, zabieraliśmy swoje piece, gitary, itd. Następnie dostaliśmy lokal na Zagórzu  w przedszkolu i  tam ćwiczymy do dziś. To  miejsce, w którym jest nasza sala prób. Tam przygotowujemy się do koncertów, tam powstają nasze piosenki, stamtąd ruszamy w Polskę. To jest nasza „baza”, z której startujemy na trasy koncertowe. Większość członków zespołu mieszka w Kłobucku. 
Kto zainicjował powstanie zespołu? 
K.K. Chyba ja byłem inicjatorem:) Zawsze byłem w tym składzie zespołu. 
Pierwszy publiczny koncert odbył się …? 
Dobrze pamiętam… wrzesień 1998! Był to koncert na hali sportowej w Kłobucku – zagraliśmy siedem naszych piosenek. Czas biegnie nieubłaganie…to był nasz pierwszy koncert,  a za chwilę będziemy obchodzić 25- lecie zespołu… 
Czy są jakieś plany na świętowanie jubileuszu 25 -lecia zespołu „Cała Góra Barwinków”? 
K.K. Nie, raczej nie…oczywiście, dobrze byłoby wydać płytę, zagrać trasę koncertową, ale specjalnych planów na obchody nie mamy. Mam parę pomysłów – chciałbym zrobić nowy mix płyty „Beat 2 Meet U”,  może uda się wydać naszą płytę na winylu… ale specjalnych planów w związku z tym jubileuszem nie mamy. 

Zaczęliście grać, zyskaliście sławę, co było punktem zwrotnym? 
K.K. To był moment, w którym nagraliśmy demo w studiu w Kłobucku i wrzuciliśmy piosenki do internetu. Na stronie „Wirtualnej Polski” był dział MP3 młodych, nieznanych zespołów i – ku naszemu zdziwieniu – przez długi czas utrzymywaliśmy się na 1 miejscu, jeśl chodzi o ilość pobrań naszej muzyki. Okazało się, że to się ludziom podoba. W międzyczasie znaleźliśmy się na „Przystanku –Woodstock”,  zagraliśmy tam koncert i to był przełom! Mp3, który były w sieci  i „Przystanek Woodstock” sprawiły, że słuchacze nas poznali, że o nas usłyszeli. Zaczęliśmy grać więcej koncertów, wydaliśmy pierwszą płytę, następnie drugą       pt.„24 godziny”. Płyta zaczęła docierać do szerszej publiczności, grała ją radiowa „Trójka”, „Jedynka”, „Radio Bis” i powoli zaczęło to wszystko nabierać rozpędu. 
Jakie uczucia towarzyszyły pierwszej płycie? 
K.K. Wspaniałym uczuciem było trzymanie w ręku swojego albumu. Z „Całą Górą Barwinków” jest tak, że nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawialiśmy, nie skupialiśmy na tym, aby koniecznie odnieść sukces. Daliśmy się ponieść fali… Graliśmy, to docierało do ludzi i nagle okazywało się, że jesteśmy „kilka pięter wyżej”. Nagle okazywało się, że gramy sobie w Kłobucku, a ludzie w tramwaju w Krakowie o nas mówią. Wszystko potoczyło się tak jakoś naturalnie. Nie myśleliśmy tylko i wyłącznie o sukcesie, o festiwalach – chcieliśmy grać i graliśmy! 
Co jest najtrudniejsze podczas wydania płyty? 
K.K. Myślę, że jej promocja! Dziś jest tak, że każdy może wydać płytę. Jest to, oczywiście, inwestycja, ale nie jakaś wielka. Natomiast samo wydanie płyty to  jedno, a po drugie – płyta musi dotrzeć do kogoś, musi być odbiorca.. Bo inaczej – jaki miałoby sens wydanie tej płyty? Najważniejsza jest więc  promocja. Dotarcie  z muzyką do ludzi. Ktoś musi o tym usłyszeć, zespół musi zagrać piosenkę w radio, pojawić się w telewizji, niezbędne są recenzje w internecie. Tak to działa! Potrzebna jest informacja, nagłośnienie tego faktu. Ktoś  musi na szerszym forum wspomnieć o płycie i zainteresować nią słuchaczy. 
Gdybyście mogli cofnąć  się w czasie o 20 lat, to jaką radę przekazalibyście sobie – młodym? 
K.K. Po pierwsze – jak najszybciej zmienić nazwę! Skrócić! :) 
Uważać na to, z kim się gra – profesjonalizm na scenie jest bardzo ważny. Inaczej się pracuje, gdy muzycy, twórcy, sa profesjonalistami. I  najważniejsze –  profesjonalny manager! Człowiek, który wie, co robi, wie, jak sprzedać dany produkt – bo muzyka jest produktem! To musi być ktoś, kto ma zapał, ale i pewnego rodzaju predyspozycje do tego, aby „wejść oknem, jeżeli wywalają go drzwiami”. Więc ta rada brzmiałaby: „Gdy zaczynasz, znajdź sobie porządnego managera” – to najważniejsze! 
Jak wspominacie przygodę z ”X Factorem”? 
K.K. Fajnie było… Na tamtym etapie  był to bardzo pożądany krok,  potrzebny zespołowi. Do dziś ta przygoda w jakimś stopniu „procentuje”. Istnienie na rynku muzycznym wiąże się z tym, że cały czas trzeba wymyślać siebie na nowo. I tak się stało – to był taki moment, w którym wymyśliliśmy siebie na nowo. To próba wyjścia w stronę mainstreamu, skierowanie się  w stronę innej publiczności, także tej telewizyjnej. To publiczność, która nie tylko interesuje się tylko muzyką, ale również emocjami. Nie żałuję tego, absolutnie, dziś zrobiłbym ten krok znowu i zrobiłbym to lepiej! To było dla nas ważne wydarzenie, zresztą –  do dziś jest ważne. Jesteśmy  rozpoznawalni   i ma to dla nas ogromne znaczenie. Uważam, że to było ciekawe doświadczenie. Podczas przygody z „X Factorem” dowiedzieliśmy się też wiele o sobie, np. o tym, że  w programie „na żywo” jest zupełnie inny rodzaj stresu niż podczas grania koncertów na żywo. To jest nieporównywalne. Według mnie – jest znacznie trudniej niż na koncercie. Koncert to  dla nas znane „terytorium”, a telewizja –  to  zupełnie coś innego, dotąd nieznane dla nas miejsce. Talent  show jest szczególnym formatem, w którym jakby mniej ważna jest  sama muzyka, bardziej –  emocje i historia. Bardzo dobrze wspominamy ten czas. 
Jakiej rady udzieliłyby Pan młodemu, nieznanemu zespołowi, nastolatkom, którzy dziś zaczynają grać ? 
K.K. Grajcie!!! Próbujcie swoich sił! Cieszcie się tym, co robicie! Warto pomyśleć o managerze, warto wyjść z muzyką do ludzi, ale tak naprawdę – jak w życiu – wiele zależy od przysłowiowego „łutu szczęścia”… 
Jak to jest zagrać na ”Openerze”? 
K.K. Szliśmy z prądem… „Opener Festival”to bardzo fajny koncert – super zabawa! Opener miał dla nas duże znaczenie. Pewnego dnia daliśmy komuś z radiowej „Trójki” naszą płytę – tak po prostu. I nagle nasze piosenki zaczęły pojawiać się na playliście „Trójki”. Dziś jest to niemożliwe, ale wtedy tak było, że pięć razy dziennie słychać było w radiu  „Tracę czas” – z naszej płyty. Do dziś nasze kawałki pojawiają się w radiowej „Trójce”. To było dla nas bardzo fajne doświadczenie, ale nie traktowaliśmy tego jako wielkie wyzwanie. Mam do dziś plakat z ”Openera”, na którym jesteśmy, oczywiście, mniejszą czcionką i Miuosh. Nie zwracaliśmy na to specjalnie dużej uwagi, zagraliśmy fajny koncert, było super! 

Wracając do Kłobucka, jakie są Pana ulubione miejsca w naszym powiecie? 
K.K. Bywam u moich rodziców w Kłobucku, w domu rodzinnym na ulicy Hubala. Mam fajną miejscówkę w Krzepicach – mieszkałem tam przez wiele lat, mam tam wielu znajomych. Uwielbiam rzekę  Liswartę, przepięknie meandrującą, jej czarny piasek – dobrze jest tam wpaść i wykąpać się! To coś wspaniałego! 

Który koncert zapadł Wam najbardziej w pamięci? 
K.K. Wspaniałym koncertem był „ Przystanek Woodstock”. Sa  tam  tłumy ludzi        i niepowtarzalny klimat, ale wspomnę też o koncercie, który z „Barwinkami” organizujemy co roku w Kłobucku – „Reggae jak Malina”. Są to zawsze wyjątkowe koncerty! Przepływ energii między nami a publicznością jest naprawdę niesamowity! „Przystanek Woodstock” i „Reggae jak Malina” – to są dla nas najważniejsze koncerty. 
Jak jest na koncercie ”Pol’and’Rock Festival” („Przystanek Woodstock”)?  Czy jest tam bezpiecznie? Czy rodzice nastolatków mają się czego obawiać? 
K.K. To jest ogromny koncert, są tam setki tysięcy ludzi – oczywiście, wszędzie są pewne zagrożenia.  Ale gdy idziesz przez  miasto, też jest niebezpiecznie. „Pol’and’Rock Festival ”czyli dawny ”Przystanek Woodstock” to takie wielkie muzyczne miasto. Ten koncert jest na tyle dobrze zorganizowany, że – będąc rodzicem –  nie bałbym się o swoje dziecko. 
Co robiliście w pandemii? 
K.K. Siedzieliśmy w domu, robiliśmy to, co wszyscy. Mieliśmy dużą przerwę. Prawda jest taka, że się nie spotykaliśmy. Pandemia uniemożliwiła nam wiele koncertów. Mieliśmy zaplanowane mocno „koncertowe” lato i nagle okazało się, że „bang” – nie ma koncertów, odwołane. 


Jakie macie plany na najbliższy czas , kiedy jakieś koncerty? 
K.K. Hmm… tego nie wie nikt! Cała odpowiedzialność za koncerty  spada aktualnie na organizatorów. Mam nadzieję, że lato muzyczne się odbędzie, mamy zaplanowane koncerty festiwalowe. Chcemy nagrać kilka nowych numerów. Jest w planach festiwal „Rock na Bagnie” na Podlasiu, ale  w okolicach Kłobucka też się pojawimy:) Tak naprawdę czekamy na to, co się wydarzy. Koncert „Reggae jak Malina” przenieśliśmy na inny termin. Mamy nadzieję, że na wiosnę się odbędzie. 


Co dalej z tym reggae? 
K.K. Jak patrzę na nasz zespół, to nigdy reggae’owym zespołem nie byliśmy. Interesuje mnie innego rodzaju muzyka, a jestem w nim głównym kompozytorem. Zawsze czuliśmy się zespołem, który gra bardziej dynamicznie, mam na myśli muzykę ska. Lubimy mieszać, lubimy trochę  pokombinować – trochę rocka, trochę funku. Specjalnie reggae’owym zespołem się nie czujemy. Wiemy, że jesteśmy wrzucani do różnych szufladek. Trochę reggae się pojawia, jako pewnego rodzaju referencja, inspiracja, ale to jeden z elementów tego, co gramy. „Cała Góra Barwinków” ma swój styl muzyczny, trudno go sklasyfikować. Myślę, że to jest zaleta, nie chodzi tylko o reggae.. 
Korzystając z okazji, życzę Państwu wszystkiego najlepszego, żeby w końcu pandemia poszła PRECZ!!! Abyśmy w Nowy 2022 Rok weszli z nowymi siłami, 

pomysłami i  nową energią do działania. Życzę wszystkiego dobrego, a przede wszystkim – ZDROWIA! 
Mam nadzieję, że wkrótce spotkamy się na koncertach, wszyscy w dobrym zdrowiu.